dr Paula Wiśniewska: Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak istotny jest odpowiedni wybór osoby na promotora

Zapraszamy do przeczytania I części wywiadu z doktor Paulą Wiśniewską. Pani Doktor opowiada o kwestiach związanych rolą promotora, stypendiami, grantami oraz socjalizacji młodego naukowca na studiach doktoranckich lub w szkole doktorskiej,

Paula Wiśniewska –  doktor nauk społecznych w dyscyplinie nauki o polityce i administracji. Adiunkt w Katedrze Studiów Europejskich w Zakładzie Europejskich Procesów Politycznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Absolwentka kierunku Europeistyka (studiów I i II stopnia). W latach 2017 – 2020 kierowniczka projektu badawczego “Relacje między europartiami a grupami politycznymi w Parlamencie Europejskim” finansowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki (grant Preludium). W latach 2016 – 2017 stypendystka w projekcie badawczym „Polskie partie polityczne w relacji z otoczeniem społecznym – analiza strategii organizacyjnych i komunikacyjnych” finansowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki, kierowanego przez dr hab. Annę Pacześniak, prof. nadzw. UWr. W 2019 r. asystentka  w projekcie „Advancing Alternative Migration Governance” (ADMIGOV), finansowanego ze środków Komisji Europejskiej w ramach programu Horyzont 2020, kierowanym przez dr hab. Patrycję Matusz, prof. nadzw. UWr. Członkini “Team Europe” działającym przy Komisji Europejskiej w Polsce.

Zainteresowania naukowe: partie europejskie, system polityczny Unii Europejskiej, funkcjonowanie PE, polskie partie polityczne.

Pełnione funkcje:

od 2020 – Koordynatorka MA European Studies

od 2019 – Opiekunka Koła Naukowego Studentów Europeistyki “Projekt Europa”.

2018 – 2019 Przewodnicząca Rady Doktorantów UWr,

2016 – 2018 Wiceprzewodnicząca Rady Doktorantów UWr,

2014 – 2016  Przewodnicząca Koła Naukowego Studentów Europeistyki “Projekt Europa”.

Rozmawia: Mateusz Bartoszewicz (Uniwersytet Wrocławski) – ambasador naszego portalu.

Doktorat z nauk politycznych, ponad rok pracy na uczelni w charakterze adiunkta, bogate doświadczenie grantowe, w tym kierownictwo projektu finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki, doświadczenie zarządcze w samorządzie doktoranckim. To wszystko w wieku zaledwie 28 lat. Jak Pani znalazła czas na tyle aktywności w ostatnich latach? Skąd motywacja do działania?

To jest bardzo dobre pytanie – sama czasami je zadaję, szczególnie gdy mamy godzinę 22:00, a ja dalej pracuję…<śmiech>. Faktycznie, jak na 28 lat to bardzo dużo, tym bardziej, że średnia w Polsce – jeśli chodzi o obronę doktoratów – to 30 lat. To głównie zasługa ambicji i determinacji. Nie poddaję się i walczę o te cele, które sobie wyznaczam. Stąd tak duża aktywność na wielu polach. Jak Pan wspomniał – przez trzy lata byłam kierowniczką PRELUDIUM. Moje zainteresowania badawcze skupiają się wokół Parlamentu Europejskiego, więc dość dużo czasu spędziłam na pokładach samolotów Bruksela – Wrocław. Dzisiaj za tym tęsknie. Oprócz tego, na początku swojej kariery naukowej, byłam zatrudniona przy innym projekcie finansowanym z Narodowego Centrum Nauki w charakterze stypendystki. Na trzecim roku studiów miałam możliwość pracy w charakterze asystentki przy projekcie o migracjach finansowanych ze środków HORYZONT 2020. Ten ostatni projekt dał mi bezcenne doświadczenie zobaczenia – w jaki sposób wygląda praca w ramach konsorcjum międzynarodowego.

Wiek młody? To prawda! Cały czas, gdy mówię, że jestem Panią Doktor, to nie wszyscy w to wierzą. Umówmy się, że zgodnie z utartym stereotypem – osoba pracująca na uniwersytecie jest przeważnie starsza ode mnie. Często myślimy w kategoriach „doktora” czy „profesora” o starszym panie z wąsem i teczką. W tym sensie absolutnie nie wpisuję się w ten model.

Wspomniała Pani, że ważnym punktem pracy naukowej była realizacja grantu PRELUDIUM dla naukowców jeszcze nieposiadających stopnia doktora. Uzyskała Pani grant już na pierwszym roku doktoratu, co jest nie lada osiągnięciem. Ja ostatnio próbowałem aplikować o ten grant, niestety jednak odpadłem. Nie poddaję się, będę próbował dalej, tym bardziej wrażenie robi otrzymanie tego grantu już na pierwszym roku. Jaka Pani zdaniem jest efektywność właśnie tej formy finansowania badań dla młodych, ambitnych naukowców – tj. grantów PRELUDIUM?

Zacznę od drobnej anegdotki. Gdy startowałam na studia doktoranckie, na świeżo po rozmowie kwalifikacyjnej, miałyśmy lecieć z moją ówczesną promotor [przyp. M.B. – prof. Anną Pacześniak] do Mołdawii w celu realizacji projektu młodzieżowego finansowanego z ERASMUSA +. Siedziałyśmy rano na lotnisku i promotor – wówczas realizująca SONATĘ – oznajmiła, że też powinnam złożyć wniosek o finansowanie badań podstawowych. Usłyszałam wówczas od Promotor – Wie Pani, Pani Paulo, na początku Pani nie dostanie, ale recenzenci to sprawdzą i będzie Pani wiedziała, co poprawić, bo zazwyczaj na pierwszym roku się nie dostaje. No i właśnie paradoksem jest to, że moje niewielkie doświadczenie, jeśli chodzi o badania i dorobek naukowy, było tutaj plusem. Jako od osoby „młodej badawczo” nikt z recenzentów na pierwszym roku studiów doktoranckich nie mógł wymagać cudów w dorobku, takich jak mieli koledzy na wyższych latach. Oprócz tego, wniosek, powiem nieskromnie, był naprawdę dobrze przygotowany.

Taki grant badawczy bardzo pomaga zebrać się w sobie. Moje badania były skorelowane z doktoratem, więc musiałam je zrobić. W ramach PRELUDIUM badałam relacje między europartiamii a grupami politycznymi funkcjonującymi w Parlamencie Europejskim, natomiast sam doktorat dotyczył partii politycznych na poziomie europejskim. Moje badania opierały się na metodach jakościowych – obserwacji i wywiadach pogłębionych, ustrukturyzowanych. W momencie, gdy okazywało się, że  nie mogę wejść na posiedzenie jakiejś komisji, grupy albo był problem z dostępnością do eurodeputowanych, to musiałam dostać się tam „oknem” skoro nie wpuszczano mnie drzwiami. Warunkował to plan badawczy i podpisana umowa z uniwersytetem i Narodowym Centrum Nauki, a właściwie wiążące się z tym deadline’y, których nie można przekroczyć. Rokrocznie składa się do NCN  raport finansowy, odpowiada się zarówno przed promotorem jak i uniwersytetem i zewnętrznymi jednostkami – to bardzo pomaga.

Pan składał również wniosek – tu już na samym procesie aplikowania, kiedy trzeba się zastanowić, co konkretnie się zrobi, nie mamy do czynienia z konspektem pracy doktorskiej. Projekt składany o finansowanie w ramach PRELUDIUM poddawany jest zewnętrznej ocenie w Polsce, a później recenzji międzynarodowych naukowców, zatem my już musimy wiedzieć – o co nam chodzi. Dzięki takim projektom stajemy się doceniani w środowisku akademickim. Zdobywamy doświadczenie, warsztat naukowy, wgłębiamy się sami w metodologię – bo musimy – wobec czego jak już zaczynamy pracę, to jest łatwiej. Po pierwsze dlatego, że widzieliśmy wnioski grantowe na własne oczy, wiemy jak je składać i wiemy, o co tak naprawdę chodzi. W mojej opinii to wprowadzanie uniwersytetów w XXI wiek.

Grant PRELUDIUM wiąże się z pełnieniem funkcji kierownika grantu, nie tylko uczestnictwa w czyimś projekcie, np. w ramach stypendium albo wykonywania zadań badawczych. To zupełnie inny, wyższy poziom, inna odpowiedzialność.

Tak, zgadza się. Ja zaczynałam od bycia stypendystką w grancie – w październiku 2016 r. rozpoczęłam studia doktoranckie i równolegle zaczęłam pracować przy SONACIE. Składałam wniosek o PRELUDIUM w edycji grudniowej, więc zanim wniosek przeszedł ocenę, dopełniliśmy wszystkich formalności to umowę podpisaliśmy w sierpniu 2017 roku. Bycie kierownikiem, a wykonawcą, to są dwie zupełnie różne funkcje Jak się wchodzi w jakiś projekt, jako wykonawca, to faktycznie jest wsparcie określonej grupy, która już dysponuje określonymi narzędziami badawczymi. Członkowie takiej grupy kierują często również daną osobą. Mówią – co trzeba robić, jak robić, jaki jest projekt i jakie jest wykonanie. Ponadto, też ktoś inny bierze na siebie odpowiedzialność za raporty, za spotkania z administracją uniwersytecką, za dopilnowywanie, żeby to wszystko się składało w jedną całość, a także – aby to, co było na papierze, zostało faktycznie zrealizowane.

Tymczasem samemu będąc kierownikiem grantu, człowiek uczy się odpowiedzialności i tego, że jeżeli my czegoś nie zrobimy, wówczas nikt nie zrobi tego za nas. Stąd też PRELUDIUM może troszeczkę zrażać. Wszak praca i przygotowywanie wszystkiego samemu, poczynając od zbierania danych, aż po późniejszą ich samodzielną analizę – to jest ogrom pracy dla jednej osoby. Nie ma z kim się podzielić pracą. Co prawda jest opiekun naukowy, ale to nie jest to samo, to już nie ten poziom odpowiedzialności. Konkludując – PRELUDIUM uczy wzięcia odpowiedzialności.

Kilka razy w Pani wypowiedzi pojawiła się kategoria opiekuna naukowego, później – po otwarciu przewodu, w przypadku starego trybu studiów doktoranckich – promotora. Jak Pani sądzi, jaką rolę tak naprawdę odgrywa promotor? Mam na myśli punkt widzenia młodego badacza, który dopiero wchodzi w świat nauki.

Ta rola jest ogromna. Naprawdę uważam, że nie wszyscy sobie zdają sprawę z tego – jak istotny jest odpowiedni wybór osoby na promotora. Często my, idąc na studia doktoranckie, nie jesteśmy w ogóle świadomi wagi tego wyboru. Doświadczenie z pisania prac licencjackich i magisterskich jest zazwyczaj takie: ważne, żeby promotor był, ale jakby go nie było – to trudno. Moim zdaniem, rola promotora na studiach doktoranckich opiera się na odpowiednim pokierowaniu tej młodej osoby, że np. można składać wnioski o dofinansowywania. Oprócz tego kluczowe jest wprowadzenie w świat nauki, zachęcanie do wyjazdów na konferencje, wciąganie we własne granty. To jest bardzo istotne – uczenie takiego fachu i przygotowywanie do tego, aby dany doktorant po ukończeniu studiów był w stanie sam prowadzić badania.

Jak powiedziała mi w jednej z rozmów moja Promotor – prof. Anna Pacześniak – jeżeli między doktorantem a promotorem „nie ma chemii”, to jest to takie małżeństwo z rozsądku przez cztery lata. <śmiech>. Faktycznie coś w tym jest. Znam osoby, które promotora widują raz, w porywach dwa razy w roku, gdy przychodzi do podpisywania dokumentów. W moim odczuciu to nie na tym powinno polegać. To powinna być bardziej relacja mistrz-uczeń. Ja miałam też taką świadomość przy wyborze promotora, ponieważ miałyśmy dłuższą historię współpracy wcześniej. Pani Profesor była m.in. opiekunką koła naukowego, w którym działałam, więc wiedziałam, jak ta współpraca może wyglądać.

Ważne jest całe to otoczenie uniwersytetu i to, kogo się na swojej drodze spotyka. Mogę śmiało powiedzieć, że miałam dużo szczęścia do ludzi, którzy mnie wprowadzali i wprowadzają dalej w ten świat naukowy. W moim przypadku nie tylko była to moja promotor, ale później również profesor Patrycja Matusz, która była kierownikiem grantu HORYZONT 2020. Z nią również miałam okazję współpracować z tytułu bycia członkiem Wydziałowej Rady Doktorantów. Pani profesor wówczas bardzo dużo pomogła, pokazywała, wskazywała i – też – uczyła. Kolejną osobą jest kierownik Katedry Studiów Europejskich na UWr – prof. Grabowiec – aktualnie mój bezpośredni przełożony. Również był osobą, na którą zawsze mogłam liczyć.

Mamy tu bez wątpienia do czynienia ze swoistą socjalizacją. O tym się mało mówi, ale jest to bardzo ważne, kto nas socjalizuje. Oczywiście, w tym procesie mamy wiele pracy własnej doktoranta, ale – jeżeli my byśmy już to wszystko wiedzieli – to niepotrzebne byłyby nam te studia doktoranckie. Same nazwy „szkoła doktorska” i „studia doktoranckie” wskazują, że ktoś nas tu jeszcze czegoś uczy. I – moim zdaniem – powinni nas uczyć, podobnie jak powinna być również powszechna tego świadomość.

Czyli z tego punktu widzenia bardzo ważne jest wprowadzenie w świat naukowy, podobnie jak w naukową kulturę organizacyjną – m.in. uczestniczenia aktywnego w konferencjach z referatem, jak i działalności w zespołach organizacyjnych, odpowiedzialnych choćby za kwestie logistyczne przy wydarzeniach liczących setki prelegentów.

To jest ważne. Ja miałam takie doświadczenia z okresu działalności w kole naukowym. Więc idąc na studia doktoranckie, miałam świadomość: już czym jest konferencja, co to są publikacje. Ba, moja promotor już na studiach magisterskich podpowiadała mi – Pani Paulo, może tym wydarzeniem byłaby Pani zainteresowana przecież, o tym pisze Pani pracę. Może warto byłoby tam pojechać i posłuchać?

To chyba jeden z kluczowych aspektów, że osoba „mistrza” w relacji doktorant i jego promotor (albo opiekun naukowy), to nauczyciel, który może pewne rzeczy zasugerować, pewne rzeczy pokazać, wprowadzić… Być może przedstawić osobiście odpowiednim autorytetom w dziedzinie, przeprowadzić wstępną recenzję artykułu naukowego, który będzie następnie wysyłany do czasopisma. Mam na myśli te początkowe artykuły doktoranta, aby mógł poznać podstawową strukturę budowy publikacji naukowych.

Jak najbardziej – na studiach licencjackich i magisterskich, jeżeli ktoś wie, że nie chce kontynuować ścieżki naukowej, wówczas ogranicza się do tego, że pisze pracę licencjacką i magisterską. Tyle. Nie wchodzi w dalsze szczegóły. Nie jeździ na konferencje, nie wie co to jest publikacja naukowa, grant badawczy. Idzie do innej pracy i potrzebuje innych kompetencji, nastawiając się np. na praktykę. W moim przypadku doświadczenie koła naukowego pozwoliło nauczyć się organizacji konferencji, projektów, publikacji. W tym sensie można zaryzykować twierdzenie, że byłam przygotowywana pod te studia doktoranckie. Może ten mechanizm pozwolił mi zrobić doktorat w trzy lata?

Mam wrażenie, że moje koleżanki i koledzy nawet młodsi, zaczynając szkołę doktorską, to przez ten pierwszy rok dopiero się orientują. Aha, że są konferencje – no to trzeba by było jechać… co to takiego artykuł naukowy, itd. Potrzebują tego czasu na rozruch. Trochę jak w firmie: przychodzimy, zaczynamy od praktyk, stażu i dopiero później jesteśmy zatrudniani. Podobnie to działa na studiach doktoranckich i w szkole doktorskiej. Miewamy sytuacje, że na doktorat przychodzą osoby z innych wydziałów i innych jednostek, innych miast. Wówczas zanim „ktoś spoza” zorientuje się: kto, z kim, po co i dlaczego – to też wymaga czasu. Stąd cztery lata doktoratu i ewentualne przedłużenie – są dla mnie zrozumiałe. Jeżeli ktoś nie wchodzi jak taka torpeda <smiech>, wiedząc i rozumiejąc wiele na starcie – kto, z kim, po co, dlaczego? – to taki start jest trochę trudniejszy.